Nie obronią zdobytego przed rokiem Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim piłkarze puławskiej Wisły. Na drodze do pucharowego triumfu stanęła tym razem solidna przeszkoda jaką okazała się Stal Poniatowa, z którą to puławianie przegrali 3:1. Na usprawiedliwienie Dumy Powiśla można powiedzieć, że przy 11 Listopada wystąpili oni w nieco rezerwowym składzie. W Poniatowej zabrakło ostoi obrony Damiana Pietronia, Mateusza Gawrysiaka, Mateusza Chmielnickiego czy Konrada Nowaka, a Łukasz Giza, Nazar Litun czy Daniel Krakiewicz na placu gry pojawili się w 64 minucie gry.
Nie obronią zdobytego przed rokiem Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim piłkarze puławskiej Wisły. Na drodze do pucharowego triumfu stanęła tym razem solidna przeszkoda jaką okazała się Stal Poniatowa, z którą to puławianie przegrali 3:1. Na usprawiedliwienie Dumy Powiśla można powiedzieć, że przy 11 Listopada wystąpili oni w nieco rezerwowym składzie. W Poniatowej zabrakło ostoi obrony Damiana Pietronia, Mateusza Gawrysiaka, Mateusza Chmielnickiego czy Konrada Nowaka, a Łukasz Giza, Nazar Litun czy Daniel Krakiewicz na placu gry pojawili się w 64 minucie gry.
Spotkanie na praktycznie pustym stadionie w Poniatowej zdecydowanie lepiej i odważniej zaczęli gospodarze. Już w 4 minucie Stal po kilku błędach naszej obrony objęła prowadzenie 1:0. Szczęśliwym strzelcem okazał się Grzegorz Olchawski, który skierował z najbliżej odległości piłkę obok bezradnego Łukasza Kuśmierza. Nie minęło 120 sekund a puławianie przegrywali już 2:0. Tym razem kapitalnie z 14 metrów po złym wybiciu piłki z 16 uderzył Marcin Nowak. Piłka wpadła idealnie w okienko bramki Wisły i zanosiło się na istny pogrom. Jednak na szczęście prowadzać 2:0 poniatowianie zwolnili. W kolejnych minutach gra głównie toczyła się glównie w środku pola, co odpowiadało gospodarzom. Co gorsza wiślacy nie potrafili wyjść z żadną składną akcją, bowiem co gracze Stali grali bardzo agresywnie w odbiorze piłki. Widząc, że ciężko będzie dojść do pola karnego gospodarzy, wiślacy próbowali strzelać z dystansu. Pierwszy na uderzenie zza pola karnego zdecydował się Piotr Mokiejewski w 21 minucie meczu, ale uderzenie pomocnika Wisły o kilka metrów minęło bramkę Marcina Mańki. Zadowoleni z prowadzenia gospodarze tylko co jakiś czas przeprowadzali groźne akcje. W 28 minucie przed szansą zdobycia trzeciego gola stanął Karol Strug, ale jego uderzenie w ostatniej chwili zabalował wracający Adam Mróz. Chwilę później z dobrej strony popisał się Łukasz Kaczmarek, który zdecydował się na uderzenie zza pola karnego Wisły. Jednak tym razem jego imiennik Kuśmierz popisał się dobrą interwencją w puławskiej bramce. Na kolejną składną akcję wiślaków czekać musieliśmy do 40 minuty, kiedy to po solowej akcji Rafała Raka i wyłożeniu piłki Michałowi Chwiszczukowi ten drugi zdecydował się na strzał. Jednak uderzenie pomocnika z Puław było lekkie i w środek bramki i z jego obroną nie miał żadnych szans Mańka. Chwilę później sędzia Robert Podlecki zakończył pierwsze 45 minut.
W drugiej części pierwsi do ataków ruszyli gracze Dumy Powiśla. W 47 minucie kolejny raz próbował uderzać Mokiejewski, ale jak i poprzednio uderzenie zawodnika z Puław było mało udane i poszybowało obok bramki Stali. W 52 minucie gospodarze powinni podwyższyć prowadzenie. W polu karnym gości piłka odbijała się niczym bila na stole bilardowym w końcu trafiła pod nogi jednego z graczy z Poniatowej. Ten mógł zrobić z futbolówką wszystko, a zrobił coś najgorszego z paru metrów fatalnie przestrzelił. Co nie udało się gospodarzom w 52 minucie udało sześć minut później, kiedy to stalowcy przeprowadzili zabójczą kontrę. Sam na sam z Kuśmierzem znalazł się Strug i po minięciu naszego bramkarza skierował piłkę do pustej bramki. Dla wielu kibiców z Puław stało się wtedy jasne, że tym finał jest nie dla nas. W 61 minucie spotkania stała się rzecz bardzo dziwna, i chyba rzadko spotykana na piłkarskich boiskach. Wtedy to szkoleniowiec Wisły Jacek Fiedeń postanowił przeprowadzić cztery zmiany jednocześnie. Na boisku pojawili się między innymi Łukasz Giza, Daniel Krakiewicz, Adnrij Procyk czy Nazar Litun. Cała czwórka od razu poderwała wiślaków do lepszej gry.
W 68 minucie w odległości 20 metrów od bramki Stali fualowany był Patryk Krupa a do rzutu wolnego podszedł Łukasz Giza, pierwszy strzał kapitana Wisły wylądował na ręce jednego z poniatowskich obrońców a drugi poszybował nad bramką. Jednak 2 minuty później kolejny raz piłkarze Stali zapomnieli, że grają w piłkę nożną a nie ręczna i drugi raz zagrali piłkę dłonią. Tym razem uczynili to w polu karnym i Robert Złotnicki nie miał wyboru jedenastka dla Wisły. Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Łukasz Giza i wiślacy przegrywali już tylko 3:1. Chwilę później gospodarze radzić sobie musieli bez Marcina Nowaka, który zupełnie stracił głowę i nie groźnej sytuacji dostał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić plac gry. W 80 minucie gry kontaktową bramkę mógł zdobyć ponownie Giza, jednak piłka po ładnej solowej akcji napastnika Wisły uderzyła w poprzeczkę bramki Stali. Trzy minuty później przed 100% szansą stanął wprowadzony na boisko Tomasz Jasik. Znalazł się on dosłownie sam na sam z puławską bramką i spudłował. Jak okazuje się i takie sytuacje można zmarnować. Ostatnie minuty meczu to dramatyczna walka z czasem piłkarzy Wisły, którzy chcieli za wszelką cenę strzelić kolejne bramki.
Jednak nerwy i brak szczęścia nie pozwoliły im na to i to poniatowianie po końcowym gwizdku sędziego Złotnickiego mogli świętować, bowiem oni za dwa tygodnie zmierzą się w finale okręgu z drużyną świdnickiej Avii.
Tak więc szybko w tym roku zakończyła się przygoda puławskiej ekipy z Pucharem Polski. Na pewno wygrana Stali nie podlegała dyskusji, przez większość czasu to ekipa z Poniatowej prowadziła grę. Smuci jednak fakt, że w pierwszej połowie zmiennicy nie podjęli walki ze starymi wyjadaczami z Poniatowej. Niestety spotkanie ze Stalą pokazało, także, że przed naszymi rezerwowymi wiele pracy nie tylko sportowej ale i mentalnej, aby być gotowym do gry pierwszym zespole. Jedynym plusem dzisiejszego przegranego spotkania, jest koniec maratonu piłkarskiego i w kolejnych tygodniach piłkarzy Wisły czeka już tylko jedno spotkanie w środę w Białej Podlaskiej.
Może to nie grzech ale wstyd , bo z kim jak z kim ,ale z Poniatową meczu odpuszczać nie można. Od testowania młodych zawodników i nowych ustawień to są sparingi i treninigi a nie bądź co bądź Puchar Polski na tym szczeblu, którego jest się obrońcą. A Poniatowa mimo , że w lidze ma jeszcze mniej punktów i zdawałoby się powinna się oszczędzać pokazała że walczyć należy w każdym meczu. Nie odpuściła wyszła pierwszym skałdem i zasłużenie wygrała. Wiele jestem w stanie wybaczyć ale nie brak ambicji i chęci wygrywania. Myslę , że czas trenera dobiega końca. Może i zapewni on utrzymanie , ale w jakim stylu jeżeli można mówić o stylu. A jaki efekt szkoleniowy po sobie Pan Fiedeń pozostawi ??? Dostał zawodników , o których wiele drużyn mogło tylko pomażyć . I co z tego ?? Do takiej gry jaka jest w tej chwili to ci zawodnicy sami by się na boisku ustawili a może nawt trochę lepiej. ( pewnie by się nie ustawiali wszyscy na piątce nie kryjąc nikogo przy rożnych i wolnych). Przykre jest to , że trener mając dobre warunki i skałdniki do pieczenia zaserwował kibicom taki zakalec. Cały czas twierdzę , że w tej drużynie jest potencjał , ale kto inny już powinien go wykrzesać w przyszłym sezonie.
Piotrek jak się zabierasz za pisanie artykułu to się do niego przygotuj. Sędzią nie był żaden Złotnicki tylko Podlecki, nie wiem jak mogłeś tego nie zauważyć, tą mordę to zawsze się poznaje, widać jaki z Ciebie znawca Lubelskiej piłki, a zresztą co Ci będę poprawiał Ty i tak ,,wiesz wszystko najlepiej''.
Najważniejsze to utrzymanie w III lidze, zagraliśmy rezerwowym składem - nie wyszło, mówi się trudno. W ubiegłym roku cała III liga została wybita w trakcie rozgrywek pucharowych, w finałach grała sama IV i V liga. Także teksty typu że walczyć należy w każdym meczu, trochę są śmieszne. W tym roku chyba są ważniejsze cele przed Wisłą.
Akurat Stal ma gorszą sytuację w tabeli i wyszła najmocniejszym składem. A ktoś przed sezonem mówił ze ma 23 równorzędnych graczy, którzy w razie problemów kadrowych mógł zastąpić graczy podstawowych. Po wczoraj nie widzę tego.
Więc od początku nie mam pretensji do chłopaków zespół jest według mnie bez trenera,trener nie wie co robi bo jeśli we wcześniejszych meczach nie wprowadza systematycznie juniorów a w jednym z meczy wprowadza prawie połowe składu to juniorzy którzy są niezgrani to niech każdy oceni sobie tego trenera,nie wiem co ten człowiek jeszcze tu robi?
do KSW 1980 . Nie sądzę że walka o zwycięstwo w każdym meczu to jest śmieszna rzecz. To co może niech zawodnicy wybierają , w którym meczu wygrają - w co drugim , a może w co trzecim albo z drużynami w zielonych koszulkach. Sport na każdym szczeblu i w każdej dyscyplinie polega na rywalizacji i walce o zwycięstwo a nie na siedzeniu i kalkulowaniu czy coś wygrać czy odpuścić. Nie jestem zainteresowany jak przytłaczająca większość kibiców na bywaniu na meczach , które z góry są przegrane bo trener zakłada , że nie opłaca się męczyć i wygrać. Jak w ten sposób będziemy sobie tłumaczyć porażki i brak sportowej ambicji to daleko nie zajedziemy. Kibice przychodzą na mecz bo chcą zobaczyć ambitnie walczącą drużynę i trochę dobrej piłki. A w tej chwili chłopaki mają o co walczyć - nie tylko o utrzymanie w kiepskim stylu , ale przede wszystkim o kibiców bo z taką grą i podejściem do sprawy to wszyscy kibice na nowym stadionie zmieszczą się w nowej budce dla spikera.pozdrawiam
Panowie przecież sytuacja przed meczem w Poniatowej była taka, kontuzje : Budzyński, Chmielnicki, Pietroń, Gawrysiak, Rzędzicki, Giza zagrał z urazem, oczywiście nie chcę ich tłumaczyć, ale z podstawowego składu mamy wyłączonych pięciu zawodników. Wczoraj uzyskaliśmy również odpowiedź na pytanie, odnośnie wychowanków klubu. Widać, że jeszcze długa droga przed nimi, ale muszą się ogrywać, nawet kosztem przegranej. Fiedeń nie miał za dużego manewru co do wczorajszego składu. Może użyłem złego określenia, bo na pewno naszym piłkarzom nie można odmówić ambicji, zagrali jak umieli najlepiej, niestety na stare boiskowe wygi ze Stali, to było zdecydowanie za mało.
Mała poprawka KSW 1980 bez klubu kibica z prawdziwego zdarzenia , ale jednak te kilkaset osób ( czasami 500 czasami 200) bywa w Zwoleniu. Dodatkowo słaba gra drużyny nie stworzy klimatu do zwiększenia ich liczby . Taka jest prawidłowść , jak Lech grał ogony to przychodziło trzy -cztery tysiące w takim Poznaniu ( zdaje się ponad 800 tys mieszkanców) jak od kilku sezonów zaczął liczyć się w stawce to trzeba było stadion powiększyć tylu fanatyków przybyło. Tak to już jest jest sukces - są kibice na stadionie . I o ten sukces musi się drużyna postarać.
Każdy może komentować, ale nie każdy musi. Serwis wislapulawy.pl nie ponosi odpowiedzialnosci za treść powyższych komentarzy. Redakcja zastrzega sobie prawo do usuwania i redagowania komentarzy nie zwiazanych z tematem, zawierajacych wulgaryzmy, reklamy i obrażajacych osoby trzecie. Zapoznaj się z zasadami serwisu.